Znacie słowo "antonim"? A "synonim"? No więc antonim jest antonimem synonimu...
Czyli po ludzku - przeciwieństwem. Jakoś z synonimem łatwiej, z Antonim zdecydowanie pod górkę.
W ogóle ostatnio pod górkę i napięciowo. Ale nie, nie dam się namówić na polityczne komentatorstwo. Sprawozdawca z podwórkowej napierdalanki to nie ja. Za stary jestem na rolę korespondenta wojennego. Z gończego psa w pogoni za newsami o dziejowej rozpierdusze przemieniłem się w leniwego kocura, który obrósł dostatnim sadłem, ceni sobie ciepło i pożywienie poddawane pod nos. A walka z myszami już go po prostu nie rajcuje. I pomimo skończenia w epoce World Trade Center i czasach, kiedy spierano się czy Fukuyama i "koniec historii", czy Huntington i "zderzenie cywilizacji", mało obecnie nobilitującego tytułu magistra nauk politycznych - ekspert ze mnie żaden. Konkurencja komentatorska zbyt mordercza. Dzisiaj każdy stukający w klawiaturę ma głos. Częściej słychać nabazgrolone ujadanie, niż składną i sensowną literową kompozycję. Więc uciekam z tej kakofonii, zaszywam się w legowisku biurwowym, choć wiem, że dostatnie czasy są policzone. Że jeźdźcy Apokalipsy już wystrzelili z bloków startowych i zapierdalają w minutę do dwustu na godzinę i taranują mój dotychczasowy mały ład. Skoro polityka nie, to może sztuka? I tutaj kompetencji również niewiele. Do teatru nie pamiętam kiedy, nawet telewizyjny na VOD jakoś nie bardzo. W kinie pięć razy w skali roku. Poczekam aż nakręcą o Pileckim, o Powstaniu, o Monte Cassino, Bitwę Warszawską II reaktywują a skończy się jak zawsze. Kac Vava. Sam jestem pochłonięty akwizycją własnych stu stron, które zapewnią milion w kinie, a mi sławę, czerwony dywan i kasę na prostytutki i zapiekanki, o zabezpieczeniu rodziny nie wspominając, bo to oczywista oczywistość. I tak jak Raczkowski napisał najpierw książkę która zasilała jego konto na dziwki i narkotyki, a teraz ogłasza "bye bye kokaino" i wydaje kolejną żeby mieć na odwyk, tak ja ograniczam ilość słów które zasysam z publicznej przestrzeni, przetrawiam w mózgu,sercu, jelitach i dupie i wypuszczam z powrotem pod postacią własnej słownej kompozycji.
Najsłynniejszy wywiad z wicepremierem i ministrem kultury i dziedzictwa narodowego widziałem.
Jak wspomniałem, na teatrze się nie znam, Jelinek nie czytałem, i za Boginię nie wiem, dlaczego polskie środowisko porno nie chce poszerzyć krąg odbiorców i udać się na deski. Fakt, na deskach może być niewygodnie, szczególnie w arcypolskiej pozycji "na kolana". Stąd import czeskich, jakże bardziej wyzwolonych i otwartych braci Słowian z południa. Z czeskim porno kojarzy mi się tylko sztandarowa kwestia "Pozor! Budu triskal! I żeby nie było, że jestem fanem czeskiego porno - tę kwestię znam od żony. Przynajmniej nawet w czeskich pornosach jest zdecydowanie więcej kultury, bo pomimo dosyć trudnej sytuacji przederekcyjnej ostrzegają drugą stronę co się może wydarzyć. U nas, w kochanej Polsce, w jeszcze trudniejszej sytuacji postelekcyjnej nikt nikogo nie ostrzega i twórczo tryska jak popadnie.
Zatem chowam się. Szukam antonimu, nie Antoniego. Dla słowa "ekspert". Jest, mam.
Amator.
Amator życia.
Twoje teksty nigdy mnie nie zawodzą. Warto czekać na słowo od Wodza :)
OdpowiedzUsuńJa nie oglądam telewizji, ale w celach sadystycznych, by rozruszać me nudne i wygodne życie, odpalę dzisiaj VOD.